Średniowieczni
poeci i trubadurzy opisywali miłość jako niewinne, czyste i piękne
uczucie, które łączy dwójkę ludzi na całe życie. Splata ich
losy nierozerwalną nicią, scalając dwa ciała w jedną duszę.
Jednak prawdziwemu życiu daleko do ballad, a miłość nie zawsze
jest prosta. Często to wyboista droga, pełna przeciwności i
rozczarowań oraz walki o to co w życiu najważniejsze. Na taką
ścieżkę wstępuję Livia, lecz czy uda jej się szczęśliwie
dotrzeć na metę?
Zespół
Black Diamonds, to grupa zrzeszająca kilkanaście niezwykle
utalentowanych osób, których największą pasją jest taniec.
Członkowie zespołu to profesjonaliści, wielokrotnie występujący
w klipach najpopularniejszych gwiazd muzyki. Najnowsze zlecenie
obejmuje trasę koncertową Jamesa Sheridana – jednego z topowych
muzyków młodego pokolenia, za którym szaleją prawie wszystkie
członkinie zespołu. Prawie, ponieważ w przeciwieństwie do
koleżanek, Livia uważa go za zapatrzonego w siebie gbura i egoistę,
nieszanującego współpracowników. Jej niechęć wzrasta, gdy po
ciężkim dniu treningów zostaje zmuszona do oprowadzenia Sheridana
po Rzymie i odgrywania roli jego tłumaczki. Gdy odmawia, mężczyzna
grozi jej utratą pracy, na co dziewczyna nie może sobie pozwolić.
Czy tak rozpoczęta znajomość może przerodzić się w coś
poważniejszego? I czy ich serca odnajdą wspólny rytm?
Jak
wielokrotnie wspominałam, nie jestem zwolenniczką romansów,
ponieważ wszystkie wydają mi się takie same. Jestem mocno
wyczulona na banalne i cukierkowe powieści, w których bohaterowie
już na pierwszym spotkaniu padają sobie w ramiona, obiecując
miłość na całe życie. Ostatnio jednak postanowiłam poszerzyć
repertuar czytanych przeze mnie gatunków i nie ograniczać się
wyłącznie do kryminałów i powieści historycznej. Tak też
trafiłam na Dance & Sing & Love Miłosny układ,
debiutancką powieść Sandry Sotomskiej, ukrywającej się pod
pseudonimem Layla Wheldon. Ogromnie się cieszę, że odważyłam
się wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnęłam po tą powieść,
ponieważ jest to wciągająca historia, toksycznej relacji, pełnej
bólu i cierpienia, ale także miłości.
"Podobno doceniamy coś, dopiero jak to stracimy. Tak samo jest z ludźmi. Rozumiemy, jak bardzo są dla nas ważni, gdy musimy pozwolić im odejść."
Z
początku ogromnie obawiałam się owej schematyczności, jednak jak
się później okazało zupełnie bezpodstawnie. Odnajdziemy tu co
prawda elementy, które były już wielokrotnie wykorzystywane,
jednak autorka postawiła również na pewien powiew świeżości. W
powieściach tego typu, zawsze pojawia się ta trzecia, jednak w tym
wypadku, nie wszystko jest takie oczywiste jakby się mogło wydawać.
Otóż James, ma już swoją ukochaną. I nie jest to przelotne,
niedojrzałe uczucie. Sheridan kocha Sylvię nieprzerwanie od kilku
lat, a reszta kobiet to zabawki, które umilają mu chwilę podczas
krótkich rozstań. I tak też jest z Livią. Co prawda jej osoba go
intryguje, jednak nie jest to miłość, a raczej ciekawość
połączona z nutką pożądania. W sercu Sheridana, jest miejsce
tylko dla jednej kobiety i jest nią Sylvia. Jak więc widzimy, w tym
wypadku to Livia jest tą trzecią. Postawienie tancerki w tej roli,
niezwykle przypadło mi do gustu, jednocześnie autorka zaserwowała
czytelnikom coś nowego i oryginalnego, unikając tak znienawidzonej
schematyczności.
[źródło] |
Powieść
napisana jest bardzo lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem, dzięki
czemu czyta się ją naprawdę szybko. Co prawda początek szedł mi
dosyć topornie, jednak już po kilkunastu stronach w pełni oddałam
się przyjemności czytana. Z czasem tak się wciągnęłam, że nie
byłam w stanie oderwać się od historii, a ostatnie 30 stron
czytałam jednocześnie przygotowując obiad. Skończyło się na
przypalonych naleśnikach, jednak nadal uważam, że było warto.
Zakończenie zaskakuje, pozostawiając czytelnika w lekkiej
konsternacji, która szybko zmienia się w nieodpartą chęć
poznania dalszych losów Livii i Jamesa.
" - Nie byłem gotowy na nowy związek - przyznał cicho i podszedł do mnie. Objął dłońmi moją twarz i musnął ustami moje skronie. (...)
- A teraz jesteś gotowy? - wyszeptałam, szlochając, i spojrzałam na niego. Zacisnął usta w wąską kreskę i na chwilę spojrzał na scianę tuż nad moją główą. Znałam odpowiedź. "
Żałuję
jednak, że w trakcie trwania powieści, zagubił się gdzieś motyw
tańca i muzyki. Co prawda później pojawia się kilka scen z jego
udziałem, jednak wątek ten nie jest aż tak eksploatowany jak na
początku. Szkoda, ponieważ z przyjemnością obserwowałam jak
bohaterowie oddają się swojej pasji i jak dużą rolę w ich życiu
odgrywa taniec. Nie bardzo podobał mi się również pomysł na
pokazanie, destrukcyjnej siły nieodwzajemnionej miłości, w wyniku
której Livia staje się wręcz alkoholiczką. Tylko mocny trunek
potrafi dać jej chwilę zapomnienia i załagodzić żal i smutek. Rozumiem
zamysł, jednak osobiście nie przypadł mi on do gustu, mimo
potencjału jaki prezentuje. Dopracowałabym również minimalnie
bohaterów, ponieważ wydają mi się oni ciut przerysowani.
Szczególnie postać Jamesa, mimo że był on moim ulubionym
bohaterem, wymaga lekkich poprawek. Jednak te wszystkie drobne błędy
można spokojnie wybaczyć, zważywszy na to, że jest to debiut
autorki. Z pewnością jest to tylko kwestia czasu i nabrania pewnej
wprawy w kreacji bohaterów.
Sandra
Sotomska stworzyła piękną opowieść o skomplikowanej miłości,
która tyle samo razy jest źródłem szczęścia jak i cierpienia.
Napisana prostym językiem wciąga na długie godziny, a zaskakujące
zakończenie, usatysfakcjonuje najbardziej wymagających odbiorców.
Jest to powieść, którą zdecydowanie mogę polecić wszystkim
wielbicielom romansów, przy czym sama nie mogę się doczekać
drugiej części, której będę wypatrywać z niecierpliwością.