niedziela, 31 marca 2019

"Inkub" Artur Urbanowicz [PRZEDPREMIEROWO]

[źródło]
Artur Urbanowicz to jeden z nielicznych autorów, których karierę śledzę właściwie od samego początku. Urodzony w Suwałkach miłośnik grozy zadebiutował książką Gałęziste, która była jedną z lepszych powieści jakie miałam okazję czytać w 2017 roku. Niepozbawiona błędów, jednak niezwykle wciągają historia nawiedzonego lasu jeszcze przez kilka tygodni po zakończeniu lektury zajmowała moje myśli, rozbudzając ochotę na jeszcze więcej. Rok później pojawił się Grzesznik, który chociaż był zdecydowanie lepszy pod kątem warsztatu, mniej wpasowywał się w mój gust literacki. Przyszedł więc czas, aby wszystkie te pozytywne cechy znalazły się w jednej książce. I tak 3 kwietnia, na rynku pojawi się trzecia powieść Artura Urbanowicza Inkub, łącząca w sobie elementy powieści grozy i kryminału, a na której przedpremierową recenzję serdecznie Was zapraszam. 

Jodoziory, 2016 rok. W małej, urokliwej wiosce na granicy Suwalskiego Parku Krajobrazowego,, zostają odnalezione zwłoki starszego małżeństwa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zmarli w ciągu jednej chwili zamienili się popiół. Kilka minut po odnalezieniu zwłok, dach budynku ulega rozpadowi pogrążając potencjalne dowody w gruzowisku. Do zabezpieczania terenu zostają oddelegowani policjanci z suwalskiej policji – Vytautas Cesnauskis i Mateusz Przekop. Na miejscu poznają młodego policjantka, który kilka godzin później popełnia samobójstwo. Okazuje się, że mężczyzna od lat interesował się makabryczną historią wioski, w której w latach 70 doszło do serii morderstw, samobójstw i tajemniczych śmierci, za które odpowiadać miała najprawdziwsza czarownica. W imię policyjnej solidarności, śledztwo zmarłego kolegi przejmuje Vytautas. Do jakich makabrycznych tajemnic dotrze mężczyzna ? Czy tragedie nawiedzające wioskę to sprawka ludzi, rud metalu, a może jednak czarów? 
 
Widniały na nich poziome, równoległe, głębokie, długie na kilkadziesiąt centymetrów ślady.
Jakby od porysowania.
Albo pazurów.”

Inkub to już trzecia książka Artura Urbanowicza, lecz tym razem zdecydowanie najlepsza. Chociaż Gałęziste cały czas lepiej wpisuje się w klimat horrorów, który lubię najbardziej, Inkub przerósł je zdecydowanie pod względem warsztatu oraz pomysłu na fabułę. Początkowo, obawiałam się czy autorowi uda się utrzymać moją uwagę przez ponad 700 stron, jednak okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Historia chociaż prowadzona stosunkowo powoli, potrafi niesamowicie wciągnąć, przez co duża objętość powieści zupełnie traci na znaczeniu.

Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to rok 2016, kiedy to w wiosce zostają odnalezione spopielałe zwłoki starszego małżeństwa. Drugie to rok 1970, kiedy to do Jodozior sprowadza się Teresa Oś. Prowadzenie narracji, na tych dwóch płaszczyznach pozwala nam na dokładne poznanie całej historii, psychologii bohaterów oraz kontekstu niektórych zdarzeń. Chociaż czasami nie zdajemy sobie sprawy, jaki wpływ na przyszłość mają z pozoru zupełnie nieistotne zdarzenia, autor po raz kolejny udowadnia że wszystko zostało przemyślane w najdrobniejszych szczegółach i w Inkubie nic nie dzieje się bez przyczyny.

Jednak czy Inkub w ogóle straszy? Owszem! Jednak nie zawsze w klasycznym tego słowa znaczeniu. Wyróżniłabym tu dwa źródła niepokoju i strachu. Pierwszy to oczywiście potencjalna czarownica i towarzyszące jej demoniczne siły. Jeżeli chociaż trochę śledzicie moje wpisy, to na prawno zdajecie sobie sprawę, że wszystkie paranormalne zjawiska to mój konik i czytam o nich z prawdziwą przyjemnością. Z tego też względu wszystkie przerażające zjawiska wywoływały u mnie jedynie lekkie ukłucie niepokoju. To co faktycznie przeraża w tej historii to prymitywna rządzą ludzi do zadawania bólu i cierpienia innym. Banda Żyndy to grupa młodych mężczyzn, która karmi się strachem pozostałych mieszkańców wioski. Ciężko właściwie określić ich pobudki. Jednak to co wyprawiają, jednocześnie nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności, wywołuje jeszcze większe przerażenie niż potencjalna czarownica.

Widzi, że przybysz, chłop, którego sami wpuścili do domu, poczęstowali bimbrem i zaproponowali, by dołączył do stołu, ma jedną nogę ludzką, a drugą... końską!”

Jedyne, do czego mogę się przyczepić to sam finał historii. Jest on przemyślany i wciągający, jednak mam wrażenie, że wszystko rozegrało się za szybko. W tym kulminacyjnym momencie, zabrakło mi trochę stopniowania napięcia, co pozostawiło lekki niedosyt.

Należy jednak pamiętać, że autor stworzył nie tylko wciągająca powieść grozy, ale również powieść niezwykle uniwersalną. Przede wszystkim, mam tu na myśli opisy sytuacji, w której główną rolę odgrywa eter. Tak naprawdę, wioska została przeklęta jeszcze długo przed pojawieniem się czarownicy, a stało się to w momencie, w którym mężczyźni zaczęli odurzać się eterem. To on, a nie czary stał się głównym powodem nieszczęść mieszkańców. To samo dzieje się współcześnie, z tą różnicą że eter zastępują inne napoje lub używki. To one niszczą ludzi i sprawiają, że ten uśmiechnięty, życzliwy mężczyzna z bloku obok pojawia się na pierwszych stronach gazet z czarnym paskiem na oczach.

Inkub Artura Urbanowicza to świetna powieść grozy, którą pokocha każdy miłośnik tego gatunku. Wyważona, stopniowo postępująca akcja wciąga bez reszty, wywołując przyjemny dreszczyk niepokoju. Do tego świetnie rozegrany finał, który z jednej strony wyjaśnia najważniejsze aspekty historii, ale jednocześnie pozostawia sporo przestrzeni na własną interpretacje. Z prawdziwą przyjemnością polecam Wam tę niesamowitą historię, oraz inne powieści autorstwa Artura Urbanowicza.





2 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie tą książką. Rozejrzę się za nią ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tylko jedną książkę tego autora i byłam nią zachwycona, więc po tę, na pewno również sięgnę. 😊

    OdpowiedzUsuń

© Szablon wykonała Ronnie ™ | RONNIE creators